Akcja mieszkaniówka

Na początku listopada na przedpolu odkrywki Tomisławice na jednej z opuszczonych posesji pojawiły się ekipy strażaków. Nie prowadzili jednak działań ratowniczych, ale ćwiczenia – budynki przeznaczone do rozbiórki świetnie się nadają do celów szkoleniowych.
Podobną akcję przeprowadzono dwa lata temu na przedpolu odkrywki Jóźwin, wtedy na podstawie pogorzeliska strażacy ustalali przyczyny pożaru, teraz cele były inne.
W trzydniowych zajęciach wzięły udział zastępy z JRG 1 oraz JRG 2 Państwowej Straży Pożarnej w Koninie i okolicznych jednostek OSP z Ziemięcina, Wierzbinka i Sompolna.

Warsztatami kierował młodszy brygadier Jacek Horosz, zastępca dowódcy JRG 2 w Koninie: Dzięki uprzejmości kopalni możemy przeprowadzić tego typu ćwiczenia. Jest to dla nas bardzo ważne, ponieważ takie obiekty to rzadkość. Mamy wymianę kadr, przychodzą nowi młodzi ludzie, którzy muszą się zapoznać z tym, co może ich spotkać w codziennej pracy. Naszym celem jest doskonalenie umiejętności podczas gaszenia pożarów wewnętrznych. Wykorzystujemy całą dostępną posesję. Przygotowaliśmy dwa stanowiska, jedno w budynku gospodarczym, drugie w pomieszczeniu mieszkalnym. Zapoznajemy strażaków, szczególnie tych młodych, z warunkami jak najbardziej zbliżonymi do rzeczywistych – czyli prawdziwe pomieszczenie, prawdziwy dym, prawdziwy ogień. Korzystając z okazji chciałbym podziękować kierownictwu kopalni, a w szczególności panu Krzysztofowi Kubajewskiemu, naczelnemu inżynierowi górniczemu, i panu Januszowi Urbaniakowi, sztygarowi oddziałowemu TG-1, oraz wszystkim, którzy umożliwili nam przeprowadzenie takich ćwiczeń. Osobne podziękowania kieruję do panów Grzegorza Grobelskiego, specjalisty ds. ochrony ppoż.,  i Andrzeja Smuszkiewicza, komendanta Zakładowej Straży Pożarnej,  za pomoc w organizacji zajęć.

W zadymionym labiryncie
Część zajęć przeprowadzono w budynku gospodarczym. Strażacy parami wchodzili do celowo zadymionych pomieszczeń, nie znając wcześniej ich rozkładu ani zawartości. Ich zadaniem była penetracja budynku oraz zlokalizowanie i ewakuacja poszkodowanego.  Pracowali w pełnym oprzyrządowaniu, w aparatach ochrony dróg oddechowych.
Percepcja człowieka ubranego w maskę, rękawice, ubranie specjalne i hełm jest zupełnie inna niż bez tego wyposażenia. Sprawność manualna ograniczona, widoczność zerowa, nie da się pracować precyzyjnie i jednocześnie komfortowo. Dlatego wszystko musi być wyćwiczone, zgodnie z wojskowym powiedzeniem: Im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju – zauważa brygadier Horosz.

W stuprocentowo zadymionym budynku ratownicy poruszają się jak w labiryncie. Wykorzystując łączność radiową przekazują kolegom na zewnątrz, w jakim kierunku się przemieszczają i co napotykają po drodze.
Ze względów bezpieczeństwa pracujemy parami, by sobie nawzajem pomagać, ale przede wszystkim ściśle współdziałać w celu przeprowadzenia właściwego rozpoznania, w szczególności na froncie pożaru. W sytuacji zagrożenia jednego z strażaków, kolega może udzielić pomocy lub wezwać wsparcie. Podczas rozpoznania każda rota zdaje relację z tego, co napotyka po drodze. Dzięki temu, jeśli obszar do przeszukania jest duży i trzeba wycofać rotę, na przykład z powodu braku powietrza, to następna rota może kontynuować pracę, nie zaczynając od początku. W sytuacji poszukiwania osób jest to bardzo pomocne. Poza tym łączność pomiędzy rotą a dowódcą pozwala przekazać bieżącą sytuację, umożliwia w każdej chwili wysłanie wsparcia w sytuacji zagrożenia, jest także dużym wsparciem psychicznym dla roty przebywającej wewnątrz – tłumaczy starszy kapitan Łukasz Kaniewski.

Na podstawie relacji ratowników powstaje plan penetrowanych pomieszczeń. Meldunki odbiera młodszy kapitan Tomasz Chwaciński z JRG 2, który mówi: Ratownicy idą po ciemku, a my próbujemy sobie uświadomić z ich relacji poprzez stacje nasobne, co oni tam napotykają. Ratownicy opisują słownie przedmioty, które próbują rozpoznać za pomocą zmysłu dotyku. Trzeba zaznaczyć, że jest to bardzo trudne zadanie. Umiejętność poruszania się w takich warunkach bardzo się przydaje chłopakom. Nie tylko w czasie akcji w pomieszczeniach, ale także pod wodą, gdzie z reguły nic nie widać i trzeba szukać używając rąk, tylko przy pomocy zmysłu dotyku.
Stopniowo plan wypełnia się kolejnymi szczegółami. Po zakończeniu ćwiczenia następuje konfrontacja tego, co ratownicy zaobserwowali i przekazali z tym, co zostało narysowane.

Jednym z doświadczonych ratowników jest Paweł Przespolewski z JRG 2, który na pytanie, czy strażak się boi, odpowiada: Powinien się bać. Jeśli ktoś się nie boi, to prawdopodobnie będzie przekraczał granice, których nie powinien przekroczyć, bo to może się źle skończyć. Za każdym razem jedziemy do zdarzeń, przy których ludziom dzieje się krzywda, czasem to widok trudny do zniesienia, zwłaszcza jeśli są ofiary. Musimy zbudować w sobie odporność na takie sytuacje, bo w przeciwnym wypadku po kilku latach nie będziemy się do tej pracy nadawać. W pracy strażaka ważna jest także kondycja, ponieważ czasami w pełnym ekwipunku i z dodatkowym wyposażeniem musimy wbiegać na dziesiąte piętro i jeszcze mieć siłę, żeby ewakuować ludzi, zgasić pożar i posprzątać po sobie. Ostatnio nasze wyposażenie jest coraz lżejsze, największym skokiem była zamiana butli stalowej na kompozytową, co dało bardzo duży spadek wagi, a więc poprawiło komfort naszego poruszania się, nie odczuwamy bólu pleców, jak kiedyś. Ale nadal zadania są te same, ten sam wysiłek i to się raczej nie zmieni.

600 stopni
Drugim obiektem treningowym był budynek mieszkalny, wykorzystany do ćwiczenia prawidłowych zachowań w bardzo wysokiej temperaturze, powstającej w czasie kilku minut. W pokoju, w którym dzień wcześniej wybuchł pożar, zostały tylko niedopalone kanapy i osmolone ściany. W korytarzu widać stopione resztki boazerii, na którą działał dym i lotne produkty spalania o temperaturze rzędu kilkuset stopni.
Oczywiście działanie w tak niebezpiecznych warunkach wymagało zachowania niezwykłej ostrożności. – W przypadku tak rozwiniętych pożarów mieszkaniowych należy podawać jak najmniej wody. W pierwszej fazie, kiedy jest bardzo gorąco, wystarczą pojedyncze „strzały” minimalnej ilości wody, rzędu 5-10 litrów, żeby obniżyć temperaturę w pomieszczeniu. Potem dochodzi wentylacja, oddymianie i dalsze dogaszanie pożaru. I tego uczymy – mówi Jacek Horosz, który przed kolejnym wejściem przeprowadza krótkie szkolenie: Pamiętajcie, że warunki mogą być ekstremalne. Poprzednio udało się osiągnąć taki efekt, że było widać ogień w strefie podsufitowej, natomiast nie widzieliśmy płonącego wyposażenia. Było słychać, jak pożar wytwarza podciśnienie i wciąga powietrze do pomieszczenia przez zamknięte drzwi. Teraz postaramy się wytworzyć temperaturę rzędu 300 może 400 stopni, kolega z kamerą termowizyjną będzie mówił, jaka jest temperatura. Ustawię się przy oknie i za pomocą wentylacji naturalnej pokażę wam, jak pracuje warstwa podsufitowa. Jeżeli okno jest otwarte, dym unosi się do góry, mamy więcej przestrzeni, bo poprawia się widoczność. Jeżeli zamknę okno, dym momentalnie opada i rośnie temperatura. Będziecie to czuć na sobie.

Do pomieszczeń ogarniętych pożarem strażacy wchodzą w pełnym zabezpieczeniu, z ochroną dróg oddechowych i całego ciała. Uważnie sprawdzają, czy ktoś nie ma odsłoniętego fragmentu skóry. Dowódca przypomina, by w razie złego samopoczucia dać sygnał i opuścić budynek.
Do akcji przygotowuje się także obsługa samochodu gaśniczego, stojącego przy posesji. – Przed wejściem do budynku mieszkalnego samochód jest już uruchomiony, linia gaśnicza napełniona wodą i w każdym momencie prąd gaśniczy może być podawany. Zanim wejdziemy do środka, to musi być przygotowane – wyjaśnia Andrzej Smuszkiewicz, komendant Zakładowej Straży Pożarnej. Grupa strażaków gęsiego wchodzi do budynku. Po chwili ogień wybucha z takim impetem, że pęka i wypada szyba w oknie.

Obserwując zachowanie ratowników, ich zaangażowanie w zajęcia można przyjąć, że cele postawione przez dowódców zostały zrealizowane.
Dla strażaków każde zajęcia tego typu – warsztaty, ćwiczenia – jako forma doskonalenia umiejętności zawodowych są bardzo cenne, im więcej czasu poświęcamy na ćwiczenia, tym łatwiej w czasie akcji. Dzięki uprzejmości kierownictwa kopalni mamy możliwość, by przećwiczyć wszystko tak, jak w warunkach rzeczywistych. Tylko trochę szkoda, że akurat przytrafiły nam się pilne zadania na dwóch odkrywkach, na Tomisławicach i Drzewcach, i na załadowni w Lubstowie, więc nie mogliśmy wziąć udziału w warsztatach, ale kopalnia to dla nas priorytet – podsumowuje komendant Smuszkiewicz.     eg

Fot. Piotr Ordan

1 –  Jedna z grup treningowych
2 –  Dowódca ćwiczeń młodszy brygadier Jacek Horosz
3 –  Widok pomieszczenia gospodarczego przed zadymieniem
4 i 5 – Wejście roty do zadymionego pomieszczenia gospodarczego
6 –  Starszy kapitan Łukasz Kaniewski
7 – 9   Meldunki odbiera młodszy kapitan Tomasz Chwaciński
10 –  Ratownik Paweł Przespolewski
12 –  Odprawa przed wejściem do budynku mieszkalnego, obok brygadiera Horosza komendant ZSP Andrzej Smuszkiewicz
13 –  Staranne przygotowania do wejścia
14 –  Efekty działania dymu i bardzo wysokiej temperatury
15 –  Grupa ratowników tuż przed wybuchem pożaru w mieszkaniu
16 –  Wybuch pożaru widoczny z zewnątrz
17 –  Samochód gaśniczy gotowy do akcji

Dodaj komentarz