Historia konińskich brykietów

Dwadzieścia lat temu zakończyła działalność konińska brykietownia, jedyny tego typu zakład w Polsce, oparty na węglu brunatnym. Ostatnie brykiety zeszły z pras 14 kwietnia 2000 roku. Tego dnia załoga i kierownictwo zakładu spotkali się na placu brykietowni po raz ostatni w pełnym składzie.

Dramatyczne początki
Budowę brykietowni w Malińcu rozpoczęli Niemcy w 1942 roku, nie udało im się jednak uruchomić produkcji. Kiedy w styczniu 1945 roku okupanci pospiesznie uciekali z Konina, zabrali ze sobą dokumentację techniczną zakładu. Zostały natomiast same zabudowania planowanej fabryki brykietów. Wśród porzuconych obiektów były m.in. kotłownia i turbinownia, 90-metrowy komin, czopuch, sortownia, suszarnia i hala pras.
Uruchomienie brykietowni było, obok rozpoczęcia wydobycia węgla, najważniejszym zadaniem pracowników kopalni. Musieli się zmierzyć z potężnymi trudnościami – brakowało wiedzy i doświadczenia, a także pieniędzy. Dopiero kredyt w wysokości 4 mln zł, uzyskany w Banku Gospodarstwa Krajowego, pozwolił uzupełnić wyposażenie zakładu.
Gorzej było z technologią. Przed wojną w Polsce nie produkowano brykietów z węgla brunatnego, nie było więc żadnych specjalistów, od których pierwsi konińscy pracownicy mogliby się uczyć. Rozruch brykietowni odbywał się zatem metodą prób i błędów. Doskonale ilustrują to relacje uczestników tamtych wydarzeń.
W ciągu 1945 roku pracowały trzy prasy brykietowe. W jesieni stwierdzono popękanie rur w kotłach parowych, część popękała wskutek pozostawienia wody przez okupantów w styczniu podczas mrozów. Przystąpiliśmy do wymiany tych rur. Do wstępnego rozpalenia kotłów parowych potrzebne było drewno dla ogrzania komory spalania, czopucha i wnętrza komina. Dopiero po uzyskaniu odpowiednio wysokiego ciągu kominowego można było przystąpić do powolnego, dozowanego zasilania pyłem węglowym. Tak należało postępować, by nie dopuścić do wybuchu tlenku węgla. Niestety, przedsiębiorstwo nie posiadało pieniędzy na zakup 10 ton drewna – wspominał Eugeniusz Ewich, główny mechanik kopalni.
Jeden z pracowników Antoni Szulczyński tak opisał kłopoty pierwszych lat: Przy rozruchu kotłowni wyłoniły się poważne trudności, ponieważ firma Babcoch Zieleniewski, która zmontowała kotły, odmówiła ich uruchomienia. Stwierdziła, że są to pierwsze kotły opalane pyłem węgla brunatnego i nie ma doświadczenia w stosowaniu tego paliwa. Załoga musiała więc rozruch urządzeń przeprowadzić we własnym zakresie. Dużym niepowodzeniem był wybuch, który z nieustalonych przyczyn nastąpił w komorach odprowadzających spaliny do komina. Spowodowało to stratę czasu i straty materialne. (…) Ludzie poprzednio pełni zapału zniechęcali się. Po kilkudniowych naradach przystąpiliśmy po raz trzeci do uruchomienia kotłów. Poczyniono staranne przygotowania, do obsługi urządzeń pomocniczych dobrano najbardziej zaufanych ludzi, natomiast same kotły w czasie pierwszych 48 godzin obsługiwałem ja i dyrektor Kozłowski.
Wczesnym rankiem 25 lipca 1946 roku przystąpiono do nagrzewania komór spalinowych i wytworzenia ciągu w kominie. Następnie przy pomocy generatorów gazowych opalanych koksem zapalono pył węglowy w paleniskach kotłowych. Przyrządy pomiarowe wykazały normalną pracę kotłów, ale paleniska od czasu do czasu były niespokojne i strzelały przez wzierniki obserwacyjne. Jeden z takich płomieni poparzył mi twarz i szyję oraz opalił włosy na głowie. Po kilkugodzinnej pracy kotłów otworzono przewody parowe do brykietowni. W brykietowni zasyczała upragniona para. Ludzie patrzyli jak urzeczeni, jak z transportera brykietowego spadał powoli na maleńką hałdę węgiel – pierwsze gorące brykiety.
Czesław Sypniewski pracował jako brygadzista w sortowni: Były tam taśmy gumowe, były silniki, ale jeszcze nie pracowały. Trzeba było to wszystko uruchomić, a człowiek się na tym nie znał, bo po raz pierwszy to wszystko widziałem. Ale powoli żeśmy tę sortownię do końca doprowadzili. (…) Wszyscy pracownicy brykietowni czekali na ten moment, ten dzień, kiedy ta pierwsza brykieta wyskoczy. No i żeśmy się doczekali. Było to wielkie wzruszenie, bo każdy był ciekawy, jak ta brykieta będzie wyglądać. I każdy sobie po kilka cegiełek wziął na pamiątkę do domu. Ta jedna brykietka była dość długo u mnie, ale się rozlasowała i nie ma po niej śladu…
Rzeczywiście na sortowni były awarie. Była taka awaria, że trzydzieści parę godzin żeśmy pracowali bez przerwy, bez spania. Jedzenie żona mi przynosiła na sortownię i żony moich kolegów tak samo. Nawet dyrektor Kozłowski – muszę tak powiedzieć, chociaż nie było wolno – pamiętam w nocy przywiózł nam ciepłą kiełbasę, trochę chleba i coś do wypicia było też. Tak jak my wszyscy chciał, żeby jak najszybciej zrobić tę awarię, żeby węgiel szedł i na prasy, i do kotłowni. Ile ja spędziłem godzin w sortowni, to nie macie pojęcia! Ale taka była wtenczas potrzeba. (…) W miarę upływu lat następne prasy brykietów się uruchamiały i tych brykietów było coraz więcej i więcej.

Stopniowy rozwój
Brak doświadczenia oraz przerwy w dostawie prądu i związane z tym częste przestoje sprawiły, że w 1946 roku udało się wyprodukować zaledwie 1 500 ton brykietów. Ale już w 1949 wytworzono 47 tysięcy ton. W kolejnych latach produkcja się intensyfikowała, od lat 1960 do połowy 1990 wynosiła średnio 140 tysięcy ton rocznie. Rekord padł w 1971 roku, kiedy spod pras wyszło 172 tysiące ton brykietów, niewiele mniej – 171 tysięcy ton – uzyskano w 1969 roku.
W ostatnich latach ubiegłego wieku następował stopniowy spadek produkcji. Jeszcze w 1995 i 1996 udawało się uzyskać odpowiednio 100 tysięcy ton i 92 tysiące ton, ale rok 1999 to już tylko 49 tysięcy ton. Przez  ponad  pół wieku swojej historii  (dokładnie 54 lata)  konińska  brykietownia  wyprodukowała 6 427 690 ton węglowych cegiełek.
Utrzymanie w sprawności wysłużonych urządzeń technicznych, w większości sprowadzonych w czasie wojny z brykietowni „Kletwitz”, wymagało wielu zabiegów. Z czasem maszyny udoskonalano i modernizowano. W roku 1957 usprawniono przenośniki taśmowe i urządzenia sortowni. Poważna modernizacja została przeprowadzona w 1965 roku. Wprowadzono wówczas nowe suszarki i przesiewacze, zmodernizowano kotłownię, trasy nawęglania i załadownię. Kierownictwo brykietowni podejmowało też szereg działań prowadzących do zredukowania zapylenia hal fabrycznych i otoczenia zakładu. Temu celowi służyło np. zainstalowanie elektrofiltrów.
Zatrudnienie w brykietowni przez wiele lat utrzymywało się na stałym poziomie, pracowało tam nieco ponad 300 osób. Warto podkreślić, że była to wyjątkowo zgrana załoga. Część pracowników (z oddziału brykietowania, kotłowni i elektrowni) bezpośrednio obsługiwała produkcję, a pracownicy warsztatu elektrycznego i mechanicznego dbali o regenerację i wymianę części maszyn. Brykietownią kierowali: Józef Bobrowski, Aleksander Dondolewski, Mieczysław Stolarz, Kazimierz Galant, Kazimierz Żabiński, Jerzy Więckowski, Edmund Galęba i Wojciech Radziejewski.
Przez wiele lat konińska fabryka nie miała problemów ze zbytem swoich produktów, wręcz przeciwnie, brykiety sprzedawano na pniu. W czasie prosperity, zwłaszcza w latach 1980, przed bramą zakładu ustawiały się długie kolejki klientów, przyjeżdżających ciągnikami i wozami konnymi.
Paradoksem jest, że w tej właśnie dekadzie pojawiły się pierwsze rysy na spokojnej działalności brykietowni. Coraz większą uwagę zaczęto zwracać na ochronę środowiska, a brykietownia została uznana za zakład uciążliwy, nadmiernie zanieczyszczający powietrze. Z tego powodu zdecydowano o zamknięciu produkcji, pierwotnie miała zostać zakończona w maju 1996 roku, przygotowano już plany likwidacji zakładu. Kierownictwo kopalni podjęło jednak działania zmniejszające uciążliwość brykietowni dla otoczenia: zastosowane zostały nowe filtry i hydrauliczny napęd pras, zwiększono reżim technologiczny. Na skutek tych działań kilkakrotnie spadło zapylenie, co pozwoliło podjąć starania o przesunięcie terminu zamknięcia zakładu. Ostatecznie pozwolenie na działalność brykietowni zostało przedłużone do 2002 roku.
Jednocześnie załoga fabryki brykietów podejmowała różne próby dostosowania się do nowych warunków. Jedną z nich był projekt wytwarzania na bazie węgla brunatnego nawozów huminowych, poprawiających własności gleb. Utworzono mieszalnię dla produkcji trzech rodzajów takich nawozów: Rekulter oraz Plonofoska W i Plonofoska J. Dobra jakość tych mieszanek i ich przystępna cena sprawiły, że nawozy kupowali nie tylko rolnicy, ale też sadownicy i ogrodnicy.

Ostatni etap
Dodatkowe przedsięwzięcie związane z produkcją nawozów nie mogło zmienić faktu, że od 1994 roku podstawowa działalność, wytwarzanie brykietów, powoli stawało się nierentowne. – Gdyby przyczyny załamania sprzedaży były natury wewnętrznej, to pewnie byśmy jeszcze walczyli. Niestety, byliśmy tą częścią kopalni, która miała bezpośrednie zderzenie z rynkiem zewnętrznym – powiedział ostatni kierownik brykietowni inż. Wojciech Radziejewski.
Dlatego, mimo iż termin zakończenia funkcjonowania brykietowni został decyzją urzędu wojewódzkiego przedłużony do 2002 roku, zamknięcie produkcji nastąpiło wcześniej. W kwietniu 2000 roku ostatnie brykiety zeszły z pras. Brykietownia została przeznaczona do likwidacji. Wkrótce większość załogi przeszła na inne stanowiska pracy, na miejscu została tylko 25-osobowa grupa likwidacyjna.
Kropkę nad i postawiono kilka lat później. W lipcu 2003 zostały wyburzone budynki brykietowni, takie działanie podyktowały względy ekonomiczne. Jednak likwidacja obiektów w Marantowie zrodziła żal – i to nie tylko pracowników zakładu, był to bowiem piękny przykład architektury przemysłowej. Szkoda, że nie udało się zagospodarować kompleksu brykietowni, choć powstały takie plany. Jeden z nich zakładał pozostawienie budynków wraz z wyposażeniem jako muzeum. Próbowano także, bezskutecznie, wydzierżawić lub sprzedać obiekty.
Na początku tego wieku jedynym śladem po dawnym zakładzie był komin, jednak i on nie przetrwał długo – został wysadzony w powietrze w lipcu 2005 roku. Tak ostatecznie zakończyła się historia konińskiej brykietowni.              eg

Fot. Piotr Ordan
1  –  Brykietownia w roku  1970  (fot. archiwum)
2  –  Wjazd do brykietowni, rok  1970  (fot. archiwum).  Brama obecnie znajduje się w konińskim muzeum
3  –  Rok 1989, z prawej strony widoczna nowa hala pras
4  –  Fabryka brykietów nie narzekała na brak klientów  (1989)
5  –  Rok 1995,  ostatni dobry czas brykietowni. Zdjęcie to, odpowiednio powiększone, wisiało w gabinecie Wojciecha Radziejewskiego
6 i 7  –  Widok z samolotu   (1996),  na drugim zdjęciu w tle Czarna Woda
8 i 9  –  Hala pras   (1996)
10  –  Załoga brykietowni w roku 1996
11  –  Widok od strony ul. Przemysłowej  (1997)
12  –  Rok 2002, przymiarka do rozbiórki
13  –  Kierownik brykietowni Wojciech Radziejewski z żalem obserwuje likwidację zakładu. Pod halę pras już podłożono ładunki wybuchowe. Rok 2003
14  –  Wysadzenie zabudowań  (2003)
15 – 17  Wyburzenie komina, rok 2005
18 i 19  –  Widok brykietowni pod koniec lat 1950. Na pierwszym planie domki fińskie zbudowane w 1949 roku. To samo miejsce w roku 2003.

Dodaj komentarz