Temat przyszłości odkrywki Turów i jej wpływu na środowisko jest ostatnio dość często poruszany w mediach. Przedłużenie koncesji na eksploatację złoża na najbliższe sześć lat zmobilizowało przeciwników górnictwa odkrywkowego do protestów i to na skalę międzynarodową. Przeciwko dalszemu wydobyciu węgla w Turowie występują Czesi i Niemcy, ci pierwsi twierdzą też, że kopalnia pozbawia ich wody i zapowiadają pozwanie Polski do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Portal BIZNESALERT.pl proponuje nowe spojrzenie na problem Turowa, publikując artykuł Piotra Rudyszyna z Instytutu Jagiellońskiego, w którym autor stwierdza, że protesty naszych sąsiadów mają w istocie promować węgiel z Czech i Niemiec. Oto fragmenty tekstu.

Polska Grupa Energetyczna kończy właśnie budowę nowego 11. bloku 450MW w elektrowni Turów. Do pracy nowego bloku i starych bloków elektrowni potrzebna jest kontynuacja rozbudowy kopalni, ale wydobycie będzie prowadzone wyłącznie w obszarze określonym w decyzji z 1994 roku. Głównymi przeciwnikami rozbudowy kopalni są Czesi. Jeśli zablokują lokalne miejsce wydobycia, elektrownia będzie musiała kupić węgiel z innych. Najbliższe są w Czechach i Niemczech. Tak się jednak składa, że te niemieckie też należą do czeskich właścicieli – oligarchów, którzy pośrednio wspierają protesty przeciw rozbudowie kopalni w Polsce. Dodatkowo w sprawę zaangażowane są polskie organizacje ekologiczne i czeski minister środowiska, wieloletni dyrektor w firmie czeskiego premiera, też oligarchy. Nieformalnym liderem protestujących jest wywodzący się z jednego z przygranicznych miasteczek marszałek województwa libereckiego, który ma postawione zarzuty korupcyjne. To istny czeski film. (…)

Wśród argumentów Czesi podają zagrożenie suszą, zarzucają nierzetelność opracowaniom środowiskowym wykonanym na potrzeby uzyskania decyzji administracyjnych przez PGE. Jednym z kluczowych argumentów jest ich zdaniem fakt, że ekspertyzy zostały wykonane na zlecenie i za pieniądze inwestora, czyli PGE. Tak się jednak składa, że wszędzie tego typu opracowania są zlecane przez inwestorów, także w Czechach, z tą różnicą, że w Polsce jest dodatkowy wymóg prawny dotyczący kompetencji wykonujących takie opracowania. Oczywiście takiego wymogu nie ma w Czechach. Najpierw mieszkańcy regionu sąsiadującego z odkrywką wystosowali list do krajowego ministerstwa z szeregiem negatywnych uwag odnośnie planowanej inwestycji. Ich uwagi dotyczyły głównie problemu z wodą pitną oraz ubytkiem wód gruntowych. Strona polska od lat twierdzi, że zanik wody w Czechach nie ma związku z kopalnią odkrywkową. Teraz nie tylko przygraniczna społeczność, ale sama Republika Czeska nie wyraża zgody na rozbudowę Turowa. Strona polska konsekwentnie odmawia przyjęcia na siebie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację, tłumacząc m.in., że na obniżenie zwierciadła wody podziemnej w miejscowości Uhelna w Czechach wpływa samo ujęcie wody w Uhelnej. (…)

PGE podaje, że nie istnieją dowody potwierdzające wpływ działalności górniczej w Niecce Żytawskiej na osiem czynnych ujęć wody (Loučna, Dolni Sucha, Pekařka velka, Dĕtrichov, U Nemocnice (Frydlant), Bažantice, Višňova, Pertoloice), znajdujących się na terenie Czech. Należy zaznaczyć, że od wielu lat wpływ odkrywki Turów na wody podziemne jest monitorowany przez polsko-czeskie i polsko-niemieckie zespoły specjalistów. Sieć obejmuje ok. 550 otworów monitoringowych, a wyniki badań potwierdzają, że kopalnia nie powoduje odwodnienia wymienionych ujęć wody pitnej. (…)
Oddziaływanie odwodnienia odkrywki Turów jest przedmiotem prac Polsko-Czeskiej Komisji ds. Współpracy na Wodach Granicznych, w ramach której działa Zespół Ekspertów Hydrogeologów ds. oddziaływania KWB Turów na teren Republiki Czeskiej. Eksperci strony czeskiej otrzymują na bieżąco materiały i dane od strony polskiej. Wyniki modelowania hydrogeologicznego wykonanego w 2016 roku zostały stronie czeskiej przekazane 7 września 2017 roku na spotkaniu we Wrocławiu. Od tego momentu strona czeska otrzymała także szereg innych dokumentów i analiz m.in. w ramach transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko projektu zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Miasta Bogatynia dla 14,6 ha potrzebnych pod kontynuację eksploatacji złoża Turów.

Zbierając materiały do tego artykułu natrafiłem na szereg stron internetowych polskich organizacji środowiskowych zaangażowanych w spór pomiędzy mieszkańcami czeskich miejscowości i polskim przedsiębiorstwem energetycznym PGE. Dochodzę do wniosku, że w Polsce „obrońcy przyrody” są bez problemu w stanie wystąpić przeciw polskim firmom tylko dla swoich celów. To, że czescy mieszkańcy chcą odszkodowań od dużych firm i próbują coś ugrać, nie dziwi. Dziwi mnie jednak, że nie ma tam czeskich organizacji przyrodniczych, a są polskie. Te same organizacje walczą o przyznanie środków unijnych dla regionów górniczych i chcą być ich beneficjentem. Krótko mówiąc, chcą za mieszkańców tych terenów wydać pieniądze na transformację od węgla do OZE.
Nie mają jednak szczęścia, bo bez ich udziału po stronie polskiej powstaje właśnie kolejnych ponad 50 MW fotowoltaiki, a do tej pory doszło do instalacji tylko na terenie powiatu zgorzeleckiego ponad 150 MW OZE. Dodatkowo ze środków gminnych i unijnych sfinansowano setki mikro instalacji OZE. Wygląda więc na to, że lokalni mieszkańcy mogą poradzić sobie lepiej sami bez pomocy ekologów. Lepiej też będą w stanie rozdysponować środki unijne na transformację swojego regionu. Podobnie Czesi znaleźli oparcie w swoim ministrze środowiska i też chyba nie skorzystają z „doświadczenia” przyrodników. Ciężko zrozumieć intencje polskich ekologów, bardziej zainteresowanych tym sporem od swoich czeskich kolegów. Chyba nie rozwiązali jeszcze wszystkich polskich problemów ekologicznych? (…)

Nikogo w Czechach nie dziwi fakt, że ich premier jest jednym z najbogatszych obywateli kraju (2. na liście najbogatszych Czechów) i trzecim w Europie Środkowej. Jego majątek jest szacowany na prawie trzy miliardy USD. Nawet obecny prezydent USA nabrał szacunku do Andreja Babisza (736 na liście Forbes), kiedy dowiedział się, że ten może być od niego bogatszy. Przeszłość premiera Czech jest jego największą wadą. Premier urodził się na Słowacji, w latach ’80 był członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji, funkcjonariuszem służb specjalnych StB w Czechosłowacji, a dokładniej jej słowackiej części, dzięki lukom w prawie ominął ograniczenia ustawy dekomunizacyjnej zabraniającej sprawowania funkcji publicznych na Słowacji i został najpierw ministrem finansów, a później premierem Czech. (…) Koncern rolniczo-spożywczy Agrofert należący do premiera (…) posiada też 23 tytuły prasowe, w tym dwa najpoczytniejsze dzienniki „Lidove Noviny” i „Mlada Fronta Dnes”, 3 stacje telewizyjne i jedną radiową. To dzięki tym aktywom osoby zależne od firm premiera usilnie budują w Czechach czarny PR polskiej żywności, okien czy materiałów budowlanych, które coraz lepiej sprzedają się w Czechach, a Polska jest największym eksporterem żywności nad Wełtawą. Jest obecnie drugim największym partnerem handlowym Czech i posiada nadwyżkę w wymianie handlowej. To wszystko powoduje, że Babisz i jego otoczenie widzi w Polsce największą konkurencję. Wyraz temu daje nieustannie, a do historii przeszedł program, w którym w niewybredny sposób odmówił zjedzenia w programie telewizyjnym polskiej kiełbasy. W 2014 roku rząd wydał specjalne wytyczne dla czeskich służb sanitarnych nakazujące nadzwyczajne kontrole produktów z Polski. Premier przez Agrofert walczy też w sądach z Orlenem o kwotę trzech miliardów złotych. (…)

Czeskie kopalnie węgla brunatnego znajdują się w trzech regionach, czyli po czesku “krajach”, odpowiednio w Kraju Libereckim, Karlowarskim i Usteckim (…) Wszyscy ci dostawcy są zainteresowani dostawami węgla brunatnego do Polski. Tak więc wstrzymanie rozwoju kopalni w Turowie i rozbudowa elektrowni są dla nich dobrą wiadomością.
Nie dziwi mnie zatem fakt, że to Czesi, ich oligarchowie i samorządowi politycy blokują rozwój polskich inwestycji w Turowie. Minister środowiska, były dyrektor w Lovochemie kontrolowanym przez Andreja Babisza, osobiście „pilnuje” sprawy Turowa. W ostatnich latach ministerstwo środowiska nie podjęło żadnych działań przeciwko czeskim kopalniom węgla brunatnego, ale dzielnie broni przygraniczne wsie przed szkodami górniczymi i negatywnym oddziaływaniem odkrywki w Turowie. Największym sojusznikiem ministra w regionie jest hejtman (marszałek) libereckiego kraju (województwa) Martin Puta. Ten pochodzący z Hradku nad Nysom polityk ma od kilku lat postawione zarzuty korupcyjne oraz powoływania się na wpływy. Toczą się przeciw niemu dwa postępowania i z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że jego los zależy od przychylności pani minister sprawiedliwości Marii Beneszovej z partii premiera Babisza, która kilka razy ratowała już z opresji polityków przychylnej jej opcji. To może tłumaczyć jego gorliwość w działaniach przeciw polskiej kopalni. (…)

Jeden z najbogatszych ludzi w kraju, który na co dzień walczy z polską konkurencją w swoich firmach, tutaj za pomocą najbardziej zaufanych ludzi blokuje rozbudowę konkurencyjnej kopalni, żeby umożliwić swoim przyjaciołom sprzedaż węgla do Polski. Jednak, żeby nie było to tak oczywiste, robi to rękami uzależnionych od siebie polityków i działaczy lokalnych oraz polskich aktywistów i ekologów, którzy co nieoficjalnie mówią mieszkańcy, korzystają z pieniędzy czeskich oligarchów, do których należą konkurencyjne kopalnie w Czechach i Niemczech.
Jeśli więc w czeskim filmie nie było wiadomo o co chodzi, w babiszowej wiosce wszystko staje się jasne. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze.

BIZNESALERT.pl,   28 maja 2020

 

Dodaj komentarz