Żeglarstwo to moje życie (2)

Andrzej Mrówczyński, doświadczony żeglarz i sędzia regatowy, opowiada o swoich pasjach.

A kiedy zaczął pan sędziować?
Andrzej Mrówczyński: W latach 80, z Andrzejem Pietrzykiem. On miał uprawnienia, ja byłem do pomocy. Od końca lat 1980 sędziuję jako sędzia główny, między innymi Regaty Barbórkowe. Kiedyś były one organizowane w innej formule, przyjeżdżali zawodowcy. Były pieniądze na organizację i nagrody, na przykład lodówki. Potem pieniądze się skończyły i było skromnie, ale z czasem znowu impreza zaczęła się rozwijać. Marian Gałka, ówczesny komandor klubu, postanowił to pociągnąć i walczymy. Raz jest jachtów 50, raz 30, ale przyjeżdżają z całej Polski. To taki okres, kiedy łódki są pochowane, a tu jeszcze regaty. Nieraz był śnieg, wszystko zasypane. Pamiętam, że kiedyś ludzie stawali na drodze i patrzyli, co się dzieje, bo tu śnieg sypie, a na wodzie łódki pływają.

Czy rola sędziego jest trudna, uczestnicy regat mają uwagi?
Oczywiście. Mimo że ściganie regatowe od startu do mety regulują przepisy Światowej Organizacji Żeglarskiej, w poważnych regatach protesty są bardzo częste, jest nawet specjalna komisja protestowa, która je rozpatruje. Kłótnie są niesamowite, każdy przychodzi z przepisami i każdy inaczej je interpretuje. Korzystamy także z materiałów pomocniczych, w których opisane są różne sytuacje. Na każdej bojce jest sędzia, który z bliska obserwuje. Tam jest kwestia pierwszeństwa, najwięcej kolizji i sporów, kto kogo nie wpuścił. Protestujący musi przedstawić świadków zdarzenia.

Czyli ma pan pomocnika?
Tak, mamy podzielone zadania. Sędzia główny odpowiada za wszystko, sam patrzy na nabieżnik, a jego pomocnik zapisuje kolejność wpływania, bo jachty wpływają na przykład po trzy. Kiedyś wszystkie jachty musiały mieć numer na żaglu, były z daleka widoczne i to bardzo ułatwiało nam pracę. Teraz wystarczy napis na burcie i nie widać, kto to. Trzeba zapisać tak, żeby to potem rozszyfrować. Kiedyś prosiłem kolegę, żeby stał za mną i filmował, w razie sporu można było sprawdzić.
Sędziowałem regaty nie tylko na naszych akwenach, ale też w Przybrodzinie, mistrzostwa wojsk lotniczych, mistrzostwa Wojska Polskiego. Tam przyjeżdżają ludzie wyszkoleni, protestów co niemiara, mnóstwo pracy z ich rozpatrywaniem. To nie jest taka łatwa sprawa, na szczęście regaty wojskowe mają profesjonalny sekretariat. Ale do pomocy dostałem dwóch żołnierzy, których dopiero musiałem wyszkolić.

Na naszych regatach chyba jest spokojniej, uczestnicy traktują je bardziej na luzie?
Bardzo się pani myli. Obojętnie, jakie regaty – czy o puchar, czy o uścisk prezesa – jak żeglarze wsiadają na łódkę i łapią za rumpel, to już nie ma zabawy. Każdy chce wygrać, wszędzie i zawsze.
Wszyscy pierwsi pchają się na start i stąd często zdarzają się falstarty – indywidualne oraz generalne, jeśli nie można określić, kto za wcześnie przekroczył linię startu. Wtedy wszyscy wracają i procedura startowa zaczyna się od nowa.

Jak ta procedura wygląda?
Są specjalne sygnały optyczne, a potem jeszcze dzwon.
Według przepisów najważniejszy jest sygnał optyczny kodu flagowego. Każda flaga oznacza inną literę alfabetu albo cyfrę. Są też różne flagi informujące, np. Y – wszyscy muszą pływać w kamizelkach, trasa prawoskrętna to flaga zielona, lewoskrętna – czerwona, flaga N to przerwanie regat, S – skrócenie trasy.
Pięć minut przed startem wciąga się flagę klasy, tzw. flagę ostrzeżenia. Potem po minucie flagę P – przygotowanie, po kolejnych trzech minutach opuszcza się flagę P. Sygnałem startu jest opuszczenie flagi klasy, przy starcie nie ma żadnej flagi. Jak łódki wpływają na metę, wciąga się flagę niebieską.

Czy to sędzia wyznacza trasę wyścigu?
Tak, w zależności od tego, jak wieje wiatr. Jedna trasa musi być pod wiatr, bo najważniejsze jest halsowanie, od niego zależy, kto pierwszy przypłynie, trzeba mieć w tym praktykę.
Na naszym jeziorze mamy ograniczone możliwości, szczególnie jak wieje wiatr z północy albo z południa. Przy zachodnim albo wschodnim wietrze trasa może być długa. Poza tym wiatr nie zawsze wieje tak samo, na ostatnich regatach się okręcił i z tego powodu musieliśmy przestawić trasę.

Nie kusi pana, żeby zostawić sędziowanie i popłynąć jako uczestnik?
Kusi, ale już tyle lat tym się zajmuję… Byłbym się wycofał, ale ktoś musi to robić, nie znalazłem nikogo na swoje miejsce. Czasem sędziuje Heniu Kowalski, Leszek Jakubowski też ma uprawnienia, ale najczęściej sędzią jestem ja.
Startowałem w pierwszych regatach barbórkowych, we wszystkich trzech w 68, 69 i 70 roku, z udziałem mistrzów, olimpijczyków. Potem w regatach była długa przerwa, a jak zostały wznowione, to już byłem w komisji sędziowskiej. Przyjeżdżali wtedy sędziowie z Poznania, z Warszawy, w tym szef kolegium sędziów w PZŻ Ryszard Skarbiński, wielki autorytet, z nim nikt nie dyskutował. A jak my mamy wśród zawodników kolegów z klubu, to wiadomo, jak to wygląda…

Porozmawiajmy zatem o klubie, jego członkowie to stała ekipa, zaprzyjaźniona od lat. Macie jakiś młody narybek?
Właśnie nie. Bardzo nad tym ubolewamy. Przychodzili ludzie, robili u nas uprawnienia, popływali rok i znikali.
Kiedy przyszedłem do klubu, byli też starsi ode mnie – Andrzej Rybacki, Wiesiek Rejniak. Skończyli technikum i odeszli. Czasem wracali, żeby popływać, ale do klubu już nie. Zawsze mnie to dziwiło. Później my byliśmy najstarsi z żeglarzy regatowych.
Należę do klubu już 53 lata, jestem najstarszy stażem, poza Andrzejem Pietrzykiem, naszym honorowym komandorem. Inni przychodzą, odchodzą, a ja cały czas jestem.

Ale w regatach dzieci uczestniczą.
Dzieciaki na optimistach są z MOSIR-u Konin, a ci trochę starsi ze Ślesina. W MOSIR jest zaangażowane miasto, a w Ślesinie szkoła.
Przy MOSIR-ze powstał nowy klub Spinaker, który szkoli dzieciaki na optimistach i laserach. Dobrą robotę robią, może niektóre z tych dzieciaków zostaną żeglarzami.
W ubiegłym roku Spinaker zorganizował regaty na optimistach dla oldbojów, nasi żeglarze też startowali. Te łódki są malutkie, dorosły mieści tam na kolanach, więc niektórzy – nawet ze sporym doświadczeniem regatowym – nie mogli sobie dać rady, nawet mieli kłopoty ze startem…
Kilka lat temu nawiązaliśmy współpracę ze szkołą podstawową nr 15, bardzo dobrze się to układa. Ale nowych członków klubu na razie nie mamy.

Jaki typ łódki najbardziej panu odpowiada, ma pan swoją ulubioną?
Kiedyś był to hornet, miał deskę do balastowania, którą się przesuwało. Teraz jest tyle typów, że trudno powiedzieć. Bardzo podoba mi się ocean. Ładną łódką kabinową jest tes.

Czy w czasie pandemii zauważyliście większe zainteresowanie czarterowaniem jachtów?
Ostatnio organizowaliśmy wyjazdy na Jeziorak i na Mazury, teraz odpuściliśmy, jest za dużo obostrzeń. Ale mamy łódkę na Jeziorze Powidzkim i przez cały czas pełne obłożenie czarterów.
Zauważyłem za to inne zjawisko: wielu żeglarzy sprzedaje żaglówki i kupuje jachty motorowe, kilku moich kolegów też tak zrobiło. Zaczęły się pojawiać skutery wodne. W Ślesinie w sobotę widać z mostu same motorówki.
Natomiast na Jeziorze Powidzkim jest zakaz pływania motorówkami, policja i WOPR pilnują i sypią mandaty. Pływa tam pełno żaglówek – to coś pięknego. A woda jest czysta, na pięć metrów widać dno. Kiedyś na Mazurach też tak było – same żaglówki, wody nie braliśmy z pompy, tylko wypływało się na środek jeziora i brało w kanister do gotowania czy mycia.
Kilka razy byłem na Jezioraku. To spokojny akwen, mało żeglarzy, można dopłynąć Kanałem Elbląskim. Kiedyś można było stanąć na dziko, teraz są przystanie leśne, pomosty, toalety.
Na Jezioraku można pływać motorówkami. Zakaz obowiązuje tylko na pobliskim pięknym, położonym w lesie jeziorze Widłąg. To właśnie w tej okolicy dzieje się akcja słynnej powieści Nienackiego – autor tam mieszkał, nad Jeziorem Płaskim.

Jak na tle tych renomowanych miejsc wyglądają nasze jeziora?
Powstała piękna przystań w Ślesinie, ale – jak mówiłem – dużo tam motorówek. My za własne pieniądze zmodernizowaliśmy nabrzeże, zrobiliśmy pomosty pływające. Chcemy postawić nowy budynek, bo nasza siedziba to przecież dawne magazyny. Ale dobrze, że mamy chociaż to, kupiliśmy fragment przystani i jesteśmy jedynym klubem w regionie z własną bazą. Płacimy tylko podatki, zarabiamy na czarterach, letnich postojach jachtów i przechowywaniu ich zimą – nie przyjmujemy motorówek tylko żaglówki, cały plac jest zajęty. Dzięki temu się utrzymujemy.
Mamy projekt przebudowy, bardzo nam zależy, żeby to postawić, to zupełnie zmieni oblicze przystani. Ale potrzebne są bardzo duże pieniądze, na razie nie mamy sponsorów.

Co żeglarz robi zimą? Remontuje jacht?
Moją następną pasją jest narciarstwo. Zimą wyjeżdżam w góry, już od 30 lat. Do Krynicy z „Gwarkiem”, a także do Włoch – te wyjazdy są zawsze bardzo udane, warunki panują tam wyśmienite.
A trzecia moja pasja to rower. Jeździłem na wszystkie rajdy „Gwarka”, żałuję, że już ich nie ma. To były fajne imprezy, miłe towarzystwo, nikt się nie ścigał.
Dużo jeżdżę sam, zacząłem w latach 90. Potem na emeryturze jeździłem nawet codziennie, po 70-80 km, bocznymi drogami, przez małe miejscowości. Ostatnio musiałem to trochę ograniczyć, rozłożyć siły na rower i narty.

Na 21 listopada zaplanowaliście Regaty Barbórkowe, będzie pan sędziował?
Pewnie tak, jeśli dojdą do skutku. Z okazji 60-lecia klubu mieliśmy też zorganizować uroczystość w maju, ale z powodu pandemii nie wyszło. Teraz we wrześniu spotkanie odbędzie w okrojonej wersji, w mniejszym gronie, ale podchodzimy do tego spokojnie.
Na razie nie wiemy, co będzie z koncertem Złota Szekla. Mamy problem z salą, ponieważ w Oskardzie, mimo że trwa remont, wszystkie listopadowe piątki są już zajęte. Może zrobimy szanty w Pątnowie, tylko dla żeglarzy. Już dzisiaj zapraszamy.        eg

Fot. archiwum, Piotr Ordan, Tadeusz Trębacz

1  –   Bal żeglarzy, Andrzej Mrówczyński w rękawicach bokserskich
2  –  Koledzy żeglarze: Grzegorz Dubanosow i Andrzej Mrówczyński
3  –  Odprawa sterników przed startem do regat
4  –  Sędzia główny przy pracy
5  –   Statek komisji sędziowskiej

6  –  Konferencja prasowa przed XXV Regatami Barbórkowymi
8 –10   Wręczenie nagród na zakończenie XXV Regat Barbórkowych w 2009 roku
11  –  Koncert „Złota Szekla”, w drugim rzędzie w okularach honorowy komandor klubu Andrzej Pietrzyk
12  –  Andrzej Mrówczyński z koleżanką z klubu Katarzyną Szumilas
13  –  Ubiegłoroczna impreza żeglarska na bulwarach, z lewej bosman klubu Andrzej Zadrzyński, z prawej Grzegorz Zimny

 

Dodaj komentarz