Portal WNP.pl  publikuje  wywiad  z prof.  Władysławem Mielczarskim  z  Politechniki Łódzkiej,  który twierdzi,  że  polskiej  energetyce  grozi  zawał.  Oto  fragmenty  jego  wypowiedzi:

Z analiz publikowanych przez PSE wynikało, że załamanie bilansu mocy mogło wystąpić w latach 2020-2021, ale wprowadziliśmy rynek mocy, czyli podaliśmy kroplówkę elektrowniom węglowym i dłużej utrzymamy je w systemie. O ile nie podejmiemy koniecznych inwestycji, należy się liczyć z blackoutem około 2028 roku. Rynek mocy został wprowadzony i odsunął widmo załamania bilansu mocy w najbliższych latach, ale nowych bloków na zastąpienie starych budujemy za mało, żeby spać spokojnie. (…)

Kolejne gigawaty niesterowalnych OZE wchodzące do systemu mają niewielki wpływ na poprawę bilansu mocy i bezpieczeństwa energetycznego. Tak naprawdę to rozwój OZE zależy od tego, ile w systemie jest sterowalnych mocy dyspozycyjnych. Na razie jest ich na tyle dużo, że OZE można jeszcze rozwijać.
Skoro nie możemy mieć węgla, bo eliminuje go polityka klimatyczna, do dyspozycji pozostają nam gaz i energetyka jądrowa. Innych dyspozycyjnych źródeł niż węglowe, gazowe i jądrowe nie ma. Elektrownie jądrowe nie powstaną ze względu na olbrzymie koszty, więc dla zbilansowania mocy potrzebą chwili staje się budowa źródeł gazowych. (…)

Opracowaliśmy cztery scenariusze główne rozwoju źródeł wytwórczych energii elektrycznej w Polsce, a pracujemy jeszcze nad trzema pobocznymi. Pierwszy jest taki, że dokonujemy dekarbonizacji energetyki, ale elektrownie węglowe wypadają z systemu w sposób naturalny i w 2050 roku mamy jeszcze około 40 proc. energii z węgla.
W następnym scenariuszu, który nazywamy scenariuszem przyspieszonej likwidacji elektrowni węglowych, w 2050 roku zostaje nam jeszcze 20 proc. energii z węgla. W trzecim scenariuszu zakładającym całkowitą dekarbonizację w 2050 r. nie ma już źródeł węglowych, ale mamy problem, bo wtedy wpadamy w zależność od importu gazu z Rosji.
Wreszcie w czwartym scenariuszu wchodzą elektrownie jądrowe. Mówi się o sześciu reaktorach po mniej więcej 1000 MW, ale oceniam, że jakby do 2050 roku powstały cztery, to byłoby dużo. Jak widać po planowanych wielkościach mocy elektrowni jądrowych, niewiele one zmieniają w bilansie mocy.
Wydaje mi się, że najbardziej realny scenariusz jest taki, że do 2050 roku zostajemy z ciągle dużym udziałem elektrowni węglowych, w przedziale między 40 proc. a 20 proc. udziału w produkcji energii. W gaz zbyt szeroko nie wejdziemy ze względów politycznych, a elektrownie jądrowe są bardzo drogie, więc nadal wątpię, czy powstaną.

WNP.pl,   28 maja 2021

 

Dodaj komentarz