Narciarski taśmociąg

Serrada di Folgaria była nowym miejscem zimowej rekreacji Towarzystwa Turystycznego „Gwarek”. Prawie 50-osobowa grupa narciarzy z kopalni Konin i elektrowni spędziła tam drugi tydzień stycznia.

W ubiegłym roku narciarze uznali, że po kilku wyjazdach do Moeny czas poszukać nowego ośrodka. Zdecydowali się na Serradę na południowym skraju włoskich Dolomitów.
Region Folgaria szczyci się świetnie przygotowanymi trasami wchodzącymi w skład 100-kilometrowej karuzeli narciarskiej. I rzeczywiście, okazało się, że warunki są doskonałe. – Góry nie są tam wysokie, maksymalnie 1850 m, ale dość strome, już sam wjazd dostarczył nam emocji. Wspinaczka autobusem na odległość 20 km ostrymi zakrętami trwała godzinę. Trasy w Folgarii są typowo rodzinne, z przewagą tras o średnim stopniu trudności, bardzo przyjazne dla narciarzy. I doskonale przygotowane. Są trasy przejazdowe między stokami, działają także łączniki w postaci ruchomych ścieżek, przypominające trochę taśmociąg, którymi można się przemieszczać bez zdejmowania nart. Komunikacja jest wspaniała – opowiada Witold Kłosowiak, prezes TT „Gwarek”.

Zaskoczeniem był natomiast brak śniegu. – Obudziłem się po przyjeździe, a tu śniegu nie ma – mówi Robert Hajdrych. Na szczęście brak opadów zrekompensowały gęsto rozmieszczone maszyny do naśnieżania. Wszystkie trasy pokryte grubą warstwą śniegu były więc czynne, choć ich widok, w sąsiedztwie szarozielonych zboczy, sprawiał nieco dziwne wrażenie.

Konińska grupa mieszkała 30 m od wyciągu, nie traciła zatem czasu na dojazd. – Rano po śniadaniu, bierzemy narty i na wyciąg. Trasy były bardzo ładnie usypane, równiutkie, wszystko przygotowane wręcz perfekcyjnie. Temperatura cały czas minusowa, cztery dni mieliśmy słoneczne, dopiero przedostatniej nocy spadł śnieg i wyszła mgła. Do godziny 17 mogliśmy jeździć bez ograniczeń, przy naturalnym świetle. Przez cały dzień można było nie zdejmować nart. Naprawdę się najeździliśmy – opowiada Robert Hajdrych.

Szef biura organizującego wyjazd zadbał o dodatkowe atrakcje, serwował oscypki i kiełbaski z grilla, zorganizował też zawody sportowe: zjazdy, slalom, skoki na piłce i przeciąganie liny, tę ostatnią konkurencję wygrała drużyna z numerkami. Niespodzianką okazała się kolacja oparta na tradycyjnej kuchni, z obsługą w regionalnych strojach. Wieczory poświęcano muzyce, grze w kalambury, konkursom „Jaka to melodia” i tradycyjnym w tym gronie rozgrywkom brydżowym. Jedynym zgrzytem był wypadek, jakiemu w przedostatnim dniu uległa jedna z koleżanek.

Miejsce zatem się sprawdziło, podobnie jak wybrany termin. – Od Trzech Króli do końca stycznia nie ma wielu turystów, czasem trudno było kogoś spotkać na trasie. Brak tłoku i niższe ceny to podstawowa sprawa. Kiedyś byłem sceptycznie nastawiony do wyjazdów do Włoch, ale przyznaję teraz, że jest tam o wiele wygodniej i bezpieczniej – podsumował Witold Kłosowiak. W tym roku TT „Gwarek” zaplanował jeszcze jeden narciarski wypad, tym razem do Czech.     e

Fot. Robert Hajdrych

Dodaj komentarz