Opowieść szesnasta: Kraina lodowych kropelek

Zawitała zima, a z nią nowy rok. Temperatura obniżyła się poniżej zera, z każdym kolejnym dniem jest coraz mroźniej, w nocy, jak i w dzień. Spadła niewielka ilość śniegu, ale to wystarczyło, aby biały puch okrył całą okolicę, a jeziora i cieki wodne stanęły skute lodem.

Tylko jedno jezioro nie zamarzło na całej powierzchni. Część wolna od lodu na tym jeziorku z daleka wygląda jak niewielka eliptyczna kałuża, ale w te mroźne dni tętni życiem  (fot. 1, 2). Precyzyjnie i z gracją, jak na tak małą powierzchnię wolną od lodu, lądują tu i startują ptaki: łabędzie, gęsi, kaczki  (3, 4, 5).  Musi im być ciepło, gdyż kąpią się i zanurzają w zimnej wodzie.
Ciało ptaka jest dobrze izolowane, upierzenie nie przepuszcza wody. Pomaga w tym silnie rozwinięty gruczoł kuprowy, położony pod nasadą ogona, nazywany u ptaków kuprem. Ten skórny gruczoł wydziela substancję, którą natłuszczane są pióra. Pióra razem z puchem tworzą izolację termiczną przed wilgocią i wodą, chronią ciało przed urazami.
Ale ptaki muszą zachować czujność, gdyż w powietrzu lub na krawędzi lodu z wodą są obserwowane przez trzy drapieżne „orły” bieliki zwane przez wyspiarzy Anglików „bielik – orzeł ze słońcem w oku”. Bieliki (6, 7, 8) obserwują najsłabsze ptaki, aby je zaatakować i zjeść. Tak to jest w piramidzie troficznej. Orły bieliki zresztą nie są wcale doskonałymi drapieżnikami, brakuje im szybkości i zwrotności. Dlatego polują głównie na osobniki chore lub osłabione, pełniąc rolę weterynarza, a często zadowalać się muszą padliną.

Zima to czas, kiedy możemy podziwiać jedno z najpiękniejszych zjawisk w naszej przyrodzie – szadź. Aż trudno uwierzyć, że taki bajkowy efekt daje osad lodu powstający przy zamarzaniu małych przechłodzonych kropli wody lub mgły, w momencie zetknięcia kropelki z powierzchnią przedmiotu lub terenu. Zlepione kryształki lodu narastają niekiedy do znacznych grubości. Specjaliści rozróżniają szadź miękką i twardą, a my często mylimy ją ze szronem. Różnica polega na tym, że szron składa się z igiełek lodu, które mogą być rozgałęzione, ale nie tworzą zwartej bryły  (9 – 14).

Idę już blisko pół godziny, a łąki granicznej między lasem a jeziorem nie widzę. Matka natura zmieniła scenografię, pomalowała drzewa, krzewy na biało, a potem wokół jak okiem sięgnąć rozlała mgłę swoją szczodrą ręką.
Po godzinie robi się jakby jaśniej, widoczność powyżej stu metrów, choć słoneczka na horyzoncie nie widać. Ale to wystarczyło, by – jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej – zaczęły się ukazywać pobliskie drzewa i krzewy, całe pokryte szadzią. Konary i najdrobniejsze gałązki, choć pozbawione liści, też pokryły się białym lukrem na białym bajkowym tle. Poniżej krzewy, różne gatunki, wśród nich rokitnik pyszniący się swymi owocami. Całe gałązki ma oblepione małymi pomarańczowymi kuleczkami (15,  16). Nic dziwnego, że na rokitniku tętni teraz życie towarzysko-kulinarne. Z gałęzi na gałąź podfruwają i skaczą ptaki – zięby, kowaliki, przybyłe z północy jery i jemiołuszki, i nasze kwiczoły (17,  18).

Rokitnik należy do rodziny oliwnikowatych, rząd różowców. To grupa roślin stanowiąca klad wyróżniony w randze rzędu w różnych systemach klasyfikacyjnych. Klad (z greckiego: gałąź) tworzy grupa organizmów mających wspólnego przodka.
Rokitnik rośnie w Europie i Azji, aż po Chiny. W Rosji bywa nazywany ananasem. W Polsce jego naturalnym środowiskiem jest wybrzeże Bałtyku po ujście Wisły. Zdziczały rokitnik występuje też w Pieninach.  Między 1983  a  2014 rokiem był pod ścisłą ochroną, teraz obowiązuje ochrona częściowa.
Owoce rokitnika zawierają mało cukru i bardzo dużo witaminy C, E, F, K i P , a także magnezu i żelaza. Po przemarznięciu są bardzo słodkie. Można z nich robić smaczne dżemy i soki.

Tymczasem w lesie młody koziołek rozgląda się w poszukiwaniu obiadu (19). Podobnie jak dość często spotykany u nas daniel (20). Pierwotne stado danieli mieszkało w okolicach Rudzicy, teraz rozprzestrzeniły się po większym terenie.
Maleńki, mniejszy od wróbla, pełzacz leśny jest niemal niewidoczny (21).  Biały brzuszek ma schowany, a jego wierzchnie ubarwienie znakomicie stapia się z korą drzewa.

Na koniec jeszcze raz zajrzyjmy nad wodę, nad zbiornik powstały po odkrywce Kazimierz Północ, teraz także w pięknej, choć surowej, zimowej szacie (23 – 25).

Piotr Makarowicz

 

Dodaj komentarz