Narciarski test w Krynicy

Wycieczka Towarzystwa Turystycznego „Gwarek” do Krynicy to już tradycja. Narciarze i spacerowicze jeżdżą tam od lat, zawsze w to samo miejsce. W tym roku 40-osobowa grupa, przebywająca w tym górskim kurorcie od 21 do 26 lutego, miała mniej możliwości, by poszaleć na górskich stokach.
Winna temu była pogoda, sprzyjająca bardziej spacerom niż zjazdom. Dlatego jeden dzień przeznaczono na turystyczny wypad do słowackiego Bardejowa. To niezwykle malownicze miasteczko, którego ozdobę stanowi gotycki kościół św. Idziego z 11 ołtarzami. Gwarkowicze mogli też pospacerować po urokliwym Starym Rynku i odwiedzić nastrojowe winiarnie.
Mimo trudnych warunków narciarze zdecydowali się wypróbować miejscowe stoki. – Pierwszego dnia całą grupą pojechaliśmy autokarem na Jaworzynę, to główna trasa zjazdowa – opowiada Andrzej Syrek, wielokrotny uczestnik wyjazdów „Gwarka”: Warunki były niepewne, dlatego kontrolnie wykupiliśmy karnety czterogodzinne i to było dobre posunięcie, bo śniegu nie leżało wiele. Poza tym było dosyć gorąco, 13-14 stopni, grzało słoneczko, więc śnieg był mokry, a w niektórych miejscach zalegała woda i błoto pośniegowe, spod którego wyglądała trawa. Dosyć szybko tworzyły się muldy i nie było przyjemności z jazdy. Wyglądało na to, że w następnych dniach może być nieciekawie, ale z wtorku na środę w nocy spadł śnieg, temperatura się obniżyła i warunki się poprawiły. Wróciliśmy na Jaworzynę, choć w mocno okrojonej grupie, chyba niektórzy nie byli pewni, czy można będzie jeździć. Ale można było. Najlepsze warunki mieliśmy w czwartek. Był mróz, uruchomiono armatki śnieżne, wyratrakowano trasy i warunki zrobiły się przyzwoite. W sumie przez trzy dni mogliśmy zjeżdżać z Jaworzyny, niektórzy wypróbowali też łagodniejszy stok Henryk. Sądzę, że mimo trudnych warunków narciarskich większość grupy była zadowolona.
Popołudnia narciarze spędzali przy bilardzie i brydżu oraz spotkaniach towarzyskich. Andrzej Syrek, znakomity brydżysta z tytułem arcymistrzowskim, przyznaje, że koledzy wręcz nalegają, by z nim grać. Gra ma charakter towarzyski, więc nikt nie boi się stanąć do walki z mistrzem. A czy zdarza się, że ktoś z nim wygra? Andrzej Syrek odpowiada skromnie, że owszem: Nie gramy sportowo, bardziej na luzie, więc nie ma presji na zwycięstwo. Jednak każdy chętnie gra w parze ze mną lub Józefem Janiakiem, który również gra w brydża sportowego, więc robimy losowanie i pary się zmieniają.
Urozmaiceniem były też wypady do lokalu, w którym co wieczór koncertowała grupa muzyków z Ukrainy, grająca standardy jazzowe i bluesowe.   e

Fot. Przemysław Jasiecki

Dodaj komentarz