Wspomnienia z łezką w oku

Staż pożarna w kopalni Konin ma długą historię. Początki były bardzo skromne, niewielka ochotnicza grupa strażaków miała do dyspozycji motopompę, węże, hydronetkę, bosaki, łopaty, wiadra i drewnianą drabinę. Przy pomocy tego sprzętu w pierwszych powojennych latach pracownicy ugasili kilka poważnych pożarów w brykietowni.
Za oficjalną datę powstania zakładowej straży pożarnej uznaje się rok 1948, kiedy straż ochotnicza przekształciła się w zawodową. Z daty tej wynika, że kopalniana straż pożarna działa od 70 lat.

Jubileusz był okazją do spotkania, które – jak się okazało – wywołało wiele wzruszeń. – Łezka się kręciła w oku – mówi Grzegorz Grobelski, specjalista ds. ochrony ppoż., inicjator i organizator imprezy. Strażacy spotkali się 25 maja w kawiarni „Jaskółka” w Kazimierzu.

Wśród 29 uczestników uroczystości byli specjalni goście, dawni dowódcy jednostki: Waldemar Janusz, Mariusz Roga, obecnie starosta słupecki, oraz Andrzej Rybicki, wieloletni zastępca komendanta. Wszyscy dowódcy otrzymali statuetki strażaka i tytuł honorowy „Przyjaciel strażaków zakładowych”. Na spotkaniu kopalnię Konin reprezentował Karol Furmaniak, naczelny inżynier energomechaniczny, jednostkę strażacką kopalni Adamów Gerard Sikora, służbę ZE PAK Władysław Siwek, a MZZG kopalni Konin (związek wsparł imprezę finansowo) Tomasz Olszak.

Strażacy mieli okazję przypomnieć sobie dawne lata oglądając obszerny zestaw zdjęć i prezentację, starannie przygotowaną przez Grzegorza Grobelskiego, ilustrującą historię kopalnianej jednostki. Było co wspominać – rozpoznawano twarze i sytuacje, opowiadano wiele ciekawych historii, powrót do przeszłości wywołał żywą reakcję. Aż trudno było się rozstać.

Atrakcją spotkania był także występ Julii Jaroszewskiej, finalistki programu „Projekt lady”, która zaśpiewała kilka piosenek. Na zakończenie strażacy życzyli sobie, aby mogli się spotkać za dziesięć lat, na 80-leciu. Redakcja GG dołącza się do tych życzeń.      eg

Rozmowa z Grzegorzem Grobelskim, specjalistą ds. ochrony ppoż. w ZE PAK S.A.
Jak długo pracuje pan w zawodzie?
Od 1984 roku, 34 lata. Kopalnia jest moim pierwszym zakładem, od 2014 jestem w ZE PAK. Wybór tego zawodu wziął się pewnie stąd, że mój dziadek Ignacy Szczupakiewicz jeszcze przed wojną w 1936 roku był jednym z trzech założycieli ochotniczej straży pożarnej w Ostrowążu. A mój tato Marian Grobelski pracował w kopalni jako strażak kierowca, był też skarbnikiem i konserwatorem sprzętu w OSP. Od dziecka jeździłem z nim na zawody, na spotkania i to gdzieś zostało.
Chociaż nie ukrywam, że głównym powodem wyboru szkoły pożarnictwa było to, że miałem w ten sposób zaliczoną służbę wojskową. To łączyło dwie fajne rzeczy – zdobycie zawodu i jednocześnie spełnienie obowiązku. A dowiedziałem się o tym od Mariusza Rogi, kolegi ze szkoły. W czasie stanu wojennego przyjechał do domu w mundurze. Pytam – co ty, kolejarzem jesteś? Bo zimowe płaszcze były podobne do kolejarskich. Wtedy mi powiedział o Szkole Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu. Zdecydowałem, że tam idę. Drugi kolega mówi: ja też. I trzeci: to ja też. W trójkę pojechaliśmy na egzaminy i się dostaliśmy. Co więcej, przez całą szkołę mieszkaliśmy w jednej sali, a nie zdarzało się, żeby uczniowie z jednego województwa mieszkali razem. Dobór sal odbywał się na zasadzie ustawienia w dwuszeregu i odliczania. Mariusz nam poradził, żebyśmy stanęli obok siebie – jeden się wyciągnie, drugi zniży – to będziemy razem. I to nam się udało.

W jaki sposób trafił pan do kopalni?
Komendant straży wystąpił do szkoły o przydział trzech chorążych, przydzielili dwóch. Mnie i kolegę. I tak jestem do dzisiaj.

Pamięta pan swoją pierwszą akcję?
Bardzo dobrze pamiętam, było to jeszcze w szkole podczas praktyk. Paliło się w jednostce wojskowej w Szczecinku. Jak jechaliśmy na akcję, kierowca – zawodowy strażak – zaczął mocno panikować. Mówił, że prawdopodobnie już nie wrócimy, bo jak zacznie wybuchać amunicja, to po nas. Strasznie to przeżyłem, dla młodego chłopaka jeszcze nieobytego z tą sztuką, to była trudna chwila. Ale zapalił się węgiel na składzie i nie było tam nic poważnego.
Druga pamiętna akcja była związana z pożarem w domu. Zajeżdżamy, widzę dym i pełno powynoszonych rzeczy. To były śmieci, osoba tam mieszkająca miała manię znoszenia śmieci, w mieszkaniu były hałdy po sam sufit, szczury chodziły jak koty. Właściciel był w środku, podczadzony, drzwi były zatarasowane, wynieśliśmy go przez okno. Nie mogliśmy go złapać, był tak oślizgły od brudu… To były najbardziej pamiętne akcje.

Wspominał pan kiedyś, że zakres zadań strażaków jest dziś bardzo szeroki. Poza profilaktyką i gaszeniem pożarów obejmuje i ratowanie zwierzaków, i usuwanie błonkoskrzydłych, i inne sprawy.
Tak. Ustawa z 1991 roku o ochronie ppoż. narzuciła takie obowiązki, w tym ratownictwo chemiczne, ekologiczne, wszystkie klęski żywiołowe. Oczywiście to wymagało przeobrażenia straży. Już nie wystarcza sikawka, samochód i trochę wody. Teraz do gaszenia służy nie tylko woda, a na samochodzie są nie tylko węże i prądownice, ale sprzęt specjalistyczny – do ratownictwa drogowego, katastrof budowlanych, kamery termowizyjne. Państwowa Straż Pożarna ma samochody kontenerowe i w zależności od rodzaju akcji zakładany jest kontener z odpowiednim sprzętem.

Straż zakładowa też się pewnie zmieniła przez lata.
Oczywiście. Najbardziej rozbudowana była w latach 1980. Wtedy strażaków było ponad 80, działało pięć jednostek – w Kleczewie, Lubstowie, Pątnowie, Komorowie i Marantowie-Brykietowni. Dzisiaj mamy tylko dwa oddziały, w Kleczewie i Lubstowie, ludzi jest o wiele mniej. Dysponujemy jednym samochodem gaśniczym lekkim, trzema średnimi, jednym ciężkim, dwoma ambulansami i jednym samochodem operacyjnym.
Mamy pod swoją pieczą cały teren kopalni, który jest rozrzucony na znacznym obszarze. Nasze zadania to przede wszystkim gaszenie pożarów i akcje związane z technologią górniczą, czyli dowóz wody, przepychanie leja, sterowanie maszyn, zabezpieczenie prac pożarowo niebezpiecznych, mycie sprzętu i oświetlenie terenu. Robimy to, co w danej chwili zrobić trzeba.

Czy nadal zdarza się, że strażacy interweniują poza firmą?
Rzadko. Stanowisko kierowania komendanta miejskiego PSP ma możliwość wykorzystania naszej jednostki, ale bardziej my korzystamy z ich pomocy. Jeżeli w okolicy pali się trawa czy stóg siana, to z takiego powodu nasze służby nie zostawią zakładu bez zabezpieczenia. Ochrona kopalni to dla nas priorytet.

Fot. Janusz Trzewiczyński

2 – Każdy uczestnik spotkania dostał pamiątkowy znaczek, kubek i płytę ze zdjęciami
5 – 7   Tytuł „Przyjaciela strażaków zakładowych” otrzymał Waldemar Janusz, Mariusz Roga i Andrzej Rybicki
11 –  Najstarszym uczestnikiem spotkania był emerytowany strażak Ryszard Nowak (w środku)
15 – Jubileuszowy tort ufundował Andrzej Rybicki
16 – 18   Dyskusjom i wspominkom nie było końca
19 –  Julia Jaroszewska bardzo spodobała się strażakom
20 –  Spotkanie wymyślił, przygotował i przeprowadził Grzegorz Grobelski. Julii Jaroszewskiej wręczył własnoręcznie wykonanego strażackiego koguta

Dodaj komentarz